skoczył na nogi. Z wielkim hukiem wyschłym łożyskiem gnała żółta od mułu ściana wody i

skoczył na nogi. Z wielkim hukiem wyschłym łoĹźyskiem gnała żółta od mułu ściana wody i szybko wypełniała koryto. PrzeraĹźeni Sasku i Tanu uciekali przed pędzącą masą. - Tama pękła! - zawołał Herilak. - Czy wszyscy są bezpieczni? Sanone przyglądał się rwącej poprzez dolinę mętnej wodzie, nie dostrzegł w niej ciał, jedynie wymyte krzaki i inne śmieci. - Rzeka pozostała w starych brzegach. Widzisz, juĹź opada. Jest jak zawsze. - PĂłki nie odbudują tamy, nie odtworzą jej. To nic nie znaczy. Nawet ten nieoczekiwany widok nie był w stanie rozproszyć rozpaczy Herilaka. Stracił wszelką nadzieję, gotował się na śmierć. Nie uniĂłsł nawet głowy, gdy wokół rozległy się krzyki, rozejrzał się tylko wtedy, gdy Sanone szarpnął go za ramię. - Coś się stało - zawołał mandukto, po raz pierwszy z nadzieją w głosie. - Pnącza, spĂłjrz na pnącza! Kadair nie porzucił nas, nadal podążamy jego śladami. Wysoko nad nimi masa pnączy oderwała się od urwiska, zadrĹźała i spadła na dno doliny wzbijając pył. Gdy opadł, zobaczyli, Ĺźe podtrzymujące je, duże łodygi są szare i popękane. Woskowane, zielone liście w oczach opadały i traciły połysk. W oddali oderwała się następna duża plątanina pnączy i ześlizgnęła się do doliny. - Coś się tam stało, coś niezrozumiałego - powiedział Herilak, wyrwany z rozpaczy poprzez zaskakujące wydarzenia. - Muszę sprawdzić. Z nastawionym śmiercio-kijem biegł doliną, wspiął się na barykadę. Po drugiej stronie rzeki urwiska przeciwnego krawędzi odległe były jedynie o strzał łuku. Coś się na nich poruszyło; przyklęknął z wycelowaną bronią. Na szczycie ściany pokazało się murgu, potem dalsze. Ich wstrętne dłonie o dwĂłch kciukach były puste. Stały bez aktywności, gapiąc się rozszerzonymi oczami. Herilak opuścił broń. Były za daleko, chciał zresztą zrozumieć, co się dzieje. Przyglądały mu się w milczeniu, a także on im. Rozdzielała ich szeroka rzeka, lecz przepaść dzieląca była szersza od morza. Herilak nienawidził murgu i wiedział, Ĺźe szparki ich oczu lśniły od tej samej nienawiści. Co się więc stało? Dlaczego zerwały tamę, zwaliły pnącza? DuĹźe murgu, stojące najbliĹźej, odwrĂłciło się i poruszyło rękoma w nagłym skurczu, gdy podeszło drugie i coś podało. Pierwsze chwyciło to w obie dłonie, spojrzało - potem zwrĂłciło 196 wzrok na Herilaka. Wykrzywiło otwarte usta w niezrozumiałym uczuciu, okręciło się na pięcie i rzuciło trzymany przedmiot poprzez zwężenie doliny. Herilak patrzył, jak wznosi się powoli, uderza w zaporę i niknie wśrĂłd skał. Gdy spojrzał znĂłw na urwisko, murgu juĹź nie było. Łowca czekał, lecz nie powrĂłciły. dopiero wtedy zszedł po ścianie zapory i stanął nad rzuconym mu przedmiotem. Z sapaniem przyłączył się do niego Sanone. - Widziałem... to - powiedział. - Stały i patrzyły się na ciebie, nic nie robiły, rzuciły coś tylko - potem odeszły. jest? Był to jakiś pęcherz w kształcie dyni, szary i gładki. Herilak trącił go nogą. - To moĹźe być niebezpieczne - ostrzegał go Sanone. - UwaĹźaj. - To moĹźe być wszystko - łowca uklękną i dotknął palcem. -Jest tylko jeden sposĂłb zweryfikowania. OdłoĹźył śmiercio-kij i wyciągnął kamienny nóş, sprawdził kciukiem jego ostrze. PrzeraĹźony Sanone cofnął się, gdy Herilak nachylił się i naciął pęcherz. SkĂłra zewnętrzna była twarda. Przycisnął silniej i pociągnął noĹźem, aĹź nagle ustąpiła. Wyciekł z niej pomarańczowy płyn. W środku było coś ciemnego. Herilak wyciągnął to czubkiem noĹźa. Sanone stał obok,